Krajem nieba, krajem piekła: Kto jest godny wiedzieć…
Wiedza to towar deficytowy i czasem nie można go dostać nawet na kartki. Wydawałoby się, że dostęp do informacji to podstawowe prawo każdego z nas, ale nic bardziej mylnego.
W naszej trochę prowincjonalnej, trochę zaściankowej rzeczywistości trudno się czegoś dowiedzieć. Wiedza jest reglamentowana w stopniu większym niż dawniej, a każda informacja staje się wartościowa niczym najrzadsze minerały.
Jest wielu, którzy chcieliby, aby społeczność utrzymywać w stanie permanentnej niewiedzy. Tak jakby prawda zarezerwowana była dla nielicznych. Nie ma gorszej sytuacji niż informacja, która krąży nieoficjalnymi kanałami, przekazywana jest z ust do ust, ale tylko w ściśle określonym kierunku. Jeśli znajdujesz się z boku, informacja nie dotrze do Ciebie, przejdzie obok, stanie się narzędziem wykluczania. Fakt, że niektórzy roszczą sobie wyłączność na informację, działa na lokalną społeczność destrukcyjnie.
Kto jest godny wiedzieć? Każdy z nas, nie wyłączając nikogo, absolutnie nikogo. Ja wierzę mocno, że aby zbudować prawdziwie obywatelskie społeczeństwo, trzeba wszystkich jego członków traktować jednakowo. NIS Lipinek musi się posługiwać informacją, która powinna stanowić łagodną siłę zmieniającą naszą rzeczywistość. Kto boi się informacji, kto alergicznie reaguje na fakty i prawdy, ten dba o własne, egoistyczne interesy, a nie o dobro wspólne. Jawność i przejrzystość muszą stać się najważniejszymi wytycznymi naszych działań.
Plotka gminna, która wędruje po naszych opłotkach, jest o wiele bardziej szkodliwa i krzywdzi tych, którzy mają uczciwe intencje. Jej pożywką są tajemnice albo informacje szczątkowe. Jednak najgorszy jest strach, który paraliżuje niemal wszystkich. Nieustannie słyszę: „Tylko nie mów, skąd wiesz. Gdyby wyszło na jaw, że to ja Ci powiedziałem, nie miałbym życia”. Takie słowa są przerażające, bo pokazują, jak dalecy jesteśmy od jakichkolwiek standardów życia publicznego. Strach paraliżuje inicjatywy oddolne, a bez nich nie zbudujemy niczego, chyba że kolejną republikę bananową lub drugą Białoruś.
Mógłbym zrozumieć, gdyby wyżej cytowane słowa dotyczyły jakiejś sensacji rodem z „Super Expresu” czy „Faktu”. Ale tu chodziło o informację, że uczestnicy wyjazdu do sanktuarium w Łagiewnikach nie płacą. Informację, którą z autopsji zna przynajmniej pół tysiąca pielgrzymów. Z tego akurat faktu bardzo się cieszę, tyle tylko, że zamiast mówić enigmatycznie o sponsorach wyjazdu, trzeba jasno i wyraźnie nazwać ich po imieniu, wymienić nazwy firm i nazwiska ich właścicieli. To raz na zawsze ukróci spekulacje i plotki, od których huczy wieś. I taka informacja nie jest łaską wyrządzoną społeczeństwu, ale elementarnym obowiązkiem władzy wobec członków całej wspólnoty gminnej.
Pozostając na Podhalu, przyglądałem się Lipinkom z pewnej perspektywy, co w jakiś sposób wymuszało obiektywizm. Nie było to zbyt skomplikowane – wystarczyło informować i w miarę możliwości unikać ocen. Taka postawa miała swoje głębokie uzasadnienie, bo przecież łatwo było sobie wytłumaczyć, że nie można znać prawdy, jeśli na co dzień jest się daleko stąd i łatwo o pomyłkę. Od czerwca serwis działa jednak w Lipinkach i trudno sobie wyobrazić, aby NIS funkcjonował tak samo, jak przez ostatnie sześć lat. Konkret lipińskiej rzeczywistości jest niekiedy bolesny, a nagromadzonych problemów nie brakuje.
Jakże blado wygląda przy nich ta wirtualna namiastka, która jest przecież moim wypieszczonym dzieckiem. NIS Lipinek skończy 17 listopada sześć lat i dla wielu pozostaje „enfant terrible” naszej miejscowości. Ateiści zarzucają mi klerykalizm, bo za często pisze o religii i ośmielam się powiedzieć „Bóg zapłać”. Kręgi kościelne patrzą na mnie krzywo, bo pozwalam na szarganie autorytetów. Przeciwnicy wójta krzyczą, że uprawiam „propagandę sukcesu” Urzędu Gminy, a sam wójt i jego zwolennicy woleliby pewnie, żeby NIS Lipinek przepadł w odmętach niepamięci. I to wszystko w sytuacji, gdy nie odważyłem się jeszcze krzyknąć: „Uwaga, mam NIS i nie zawaham się go użyć!”.
Piotr Popielarz
Najnowsze komentarze