Tajwan od kuchni, czyli Magdalena Ząbczyk opowiada o swej podróży
W śnieżną środę 6 lutego pobliski Cieklin podróżował na Tajwan. Sprawiła to Magdalena Ząbczyk i jej gorąca opowieść o chińskiej wyspie, na której spędziła rok swego życia.
Na kolejne ze Spotkań pod złamanymi nartami, które w Muzeum Narciarstwa im. St. Barabasza cyklicznie organizuje szef tej placówki, czyli Wiesław Czechowicz, przyszło kilkadziesiąt osób. Poczuć klimat odległego Tajwanu i dowiedzieć się o tym egzotycznym miejscu czegoś więcej zapragnęli nie tylko mieszkańcy Cieklina, Dobryni czy Dębowca, ale również kilkoro mieszkańców Lipinek, wśród nich piszący te słowa.
I nie pożałowali. Ponad godzinę młoda podróżniczka Magdalena Ząbczyk opowiadała o swoim życiu na Tajwanie, prezentując jednocześnie przeszło pół tysiąca fotografii. To te zdjęcia, opatrzone świetnym komentarzem, a przede wszystkim towarzysząca prezentacji pasja, pozwoliły przenieść się słuchaczom i widzom zarazem w upalny klimat tropików, do serca egzotycznej Azji.my
Magdalena Ząbczyk starała się opowiedzieć o Tajwanie takim, jakim go zapamiętała. Obejrzeliśmy przepiękne krajobrazy, zwłaszcza górzystej części wyspy i niezwykle piękne plaże wschodniego Tajwanu. Podróżniczka z cieklińskimi korzeniami przybliżyła nam najbardziej reprezentacyjne miejsca tej chińskiej prowincji, z oszałamiającą rozmachem dawną stolicą Tajpej.
Ciekawsze były jednak te zdjęcia i te opowieści, które przedstawiały Tajwan od kuchni – w przenośni i całkiem dosłownie. Zebrani w ten wieczór „pod złamanymi nartami” mogli zobaczyć i usłyszeć, jak wygląda życie zwykłych mieszkańców Tajwanu w miejscach, w których trudno doszukiwać się piękna. Zwiedziliśmy więc z Magdą mniej reprezentatywne dzielnice i powędrowaliśmy uliczkami, którymi nie zawsze chadzają turyści. Zaglądaliśmy do domów zwykłych ludzi, których niesamowitą życzliwość podkreślała na każdym kroku prowadząca spotkanie. Byliśmy na tradycyjnym weselu, odwiedzaliśmy uliczne bary i płynęliśmy w corocznych „smoczych regatach”.
Ale najczęściej jednak gościliśmy w kuchni. O kuchennych pasjach, jedzeniu i piciu herbaty, o zwyczajach stołu i wspólnym biesiadowaniu dowiedzieliśmy się najwięcej. I nie była to tylko sucha teoria, bowiem Magda zaserwowała nam wszystkim autentyczną tajwańską herbatę „oolong” parzoną na sposób tradycyjny i w przywiezionej z Tajwanu zastawie. Można było również spróbować namiastki tajwańskich specjałów: rybnych chipsów, brązowych jajeczek i herbacianych cukierków. Zdecydowanie obstaję przy herbacie.
No cóż, wypada jak zwykle pochwalić organizatorów za pomysł i przede wszystkim chęci. Wspaniale, że „pod złamanymi nartami” znalazło się również wiele dzieci, które namacalnie mogły się przekonać, że podróże kształcą, warto się uczyć języków i być otwartym na często zupełnie odmienne od nas kultury. Dla nich Magdalena Ząbczyk przygotowała absolutnie ekspresowy kurs pisania chińskich znaków i posługiwania się pałeczkami.
Wielkie brawa za pomysł dla Wiesława Czechowicza, który po raz kolejny udowadnia, że wielka miłość do tej małej Ojczyzny, jaką jest rodzinna wioska i okolica, może i powinna iść w parze z otwarciem na świat i wcale nie oznacza ciasnoty horyzontów. Coraz częściej za jego sprawą te horyzonty poszerzają się bardzo daleko – w ostatnią śnieżną środę aż na Tajwan. Trzeba przyznać, ze w prowadzonym przez niego Muzeum Narciarstwa tworzy się tak specyficzny klimat, którego można tylko pozazdrościć. Tak trzymać!
Fantastyczne spotkanie! Zawsze po takich prelekcjach mam ochotę spakować plecak i ruszyć w drogę :D
Dzięki za te słowa, które mnie trochę… :). Wiele można ciekawego zdziałać jak się ma przyjaznych ludzi wokół siebie i za to im dziękuję. Chętnie bym się wybrał na takie spotkanie do Lipinek. Pozdrowienia z drugiej strony Cieklinki :)
Czekamy teraz, aby uaktywnili się nasi podróżnicy. W samych Lipinkach znalazłoby się parę osób, które podróżowały do Azji. Na pewno ich opowieści są równie ciekawe, a i zdjęć pewnie ze sobą trochę przywieźli.