Kamfinowy świat
Całe szczęście, że ludzie bywają zazwyczaj przywiązani do stereotypowych rozwiązań, bo gdyby było inaczej – wielkiej urody trasa z Gorlic do Nowego Żmigrodu dawno straciłaby swój powab. Szosa ta, dla zmierzających z zachodu w stronę Bieszczadów, będąca alternatywą dla zatłoczonego szlaku Gorlice – Jasło – Krosno – Sanok – Lesko – Cisna, jest najczęściej pusta, a przejazd nią nie nastręcza nadmiernych kłopotów.
Zaletą jej są również krajobrazy oraz malownicze zakątki, pełne pamiątek historycznych. Pierwszy (licząc od Gorlic) odcinek śmiało można nazwać „naftowym”: tam właśnie – wbrew utrwalanym od lat opiniom, preferującym prymat poddukielskiej Bóbrki – tworzył się polski przemysł naftowy, tam działały najstarsze na naszych ziemiach kopalnie ropy, tam nabywali fachowych umiejętności specjaliści, chętnie zatrudniani na polach wydobywczych całego świata.
Do dziś zresztą – choć wydajność poszczególnych szybów i całych kopalń nijak się ma do niegdysiejszej, tej z końcowych lat XIX stulecia – trwa tam eksploatacja podziemnych zasobów. W polach, między domami, w zagajnikach widać charakterystyczne trójnogi, statecznie poruszają się żelazne łby kiwonów, pompujących surowiec, rozgłośnie łoskoczą kieraty, roztacza się woń ropy pomieszanej z gazem; woń – jak twierdzą nafciarze – „milsza niż róże i bzy”.
Największe skupisko kopalnianych obiektów widać w Krygu, gdzie otwory wydobywcze, opatrzone należytym technicznym sztafażem, są wręcz wszechobecne. Nie inaczej jest w Rozdzielu, a jeśli komuś zachciałoby się zjechać na chwilę z trasy do Nowego Żmigrodu – takie same pejzaże ujrzy w Kobylance, Libuszy i Lipinkach: na tamtejszych polach naftowych także trwa nieustające wydobywanie substancji, która tak mocno zrewolucjonizowała świat i tak zdecydowanie spowodowała postęp techniczny.
Co ciekawe, ropa, wydobywana z sąsiadujących nieraz z sobą otworów, wcale nie jest jednorodna. Są odmiany ciężkie i lekkie, są z dużą zawartością parafiny i niewielkim jej odsetkiem, są ropy prawie czarne, są ciemno- i jasnobrązowe, są też słomkowożółte i niemal przezroczyste, a zdarzają się nawet – np. w kopalni „Kobylanka” – zielone, o stonowanej, malachitowej barwie. Tym zaś, co łączy je wszystkie, jest ich wysoka jakość: to ropy o znikomej domieszce siarki.
Ten fascynujący świat skazany jest, niestety, na zniknięcie. Podziemne horyzonty, w których zakumulowana jest wartościowa ciecz, są coraz mniej wydajne, coraz więcej otworów przeznacza się do likwidacji, czyli zaczopowania betonowym „korkiem” rur, za pośrednictwem których pompuje się ropę, i zasypania wszystkiego ziemią. Podobne zresztą zabiegi podejmowano z licznymi kopankami, najstarszymi szybami wydobywczymi, drążonymi w pionierskich czasach. Komu jednak dopisze szczęście, może jeszcze znaleźć takie studnie: trzeba się tylko dobrze rozglądać za wyrastającymi w ustronnych miejscach nietypowymi pagórkami o regularnych bokach: w ich środku, zamiast wierzchołka, kryją się swoiste „kratery” zalane wodą, na powierzchni której pływa tłusty kożuch samoistnie wyciekającej „kamfiny”…
(WALD)
Najnowsze komentarze