Gmina Lipinki w demograficznym dołku
Statystyczne dane za rok 2007 zdają się potwierdzać tezę, którą w NIS postawiono już dwa lata temu – gmina Lipinki ma niemal najmniejszy przyrost naturalny w powiecie gorlickim. Gorzej jest tylko w Bieczu.
Przyrost naturalny kształtował się w 2007 roku na poziomie 1,45 na 1000 mieszkańców, a więc bardzo nisko. W ubiegłym roku urodziło się tylko 63 dzieci, zmarły natomiast 54 osoby. Daje nam to przedostatnie miejsce w powiecie gorlickim. Jedynie w Bieczu wskaźniki były niższe, ponieważ przy 45 zgonach urodziło się w „małym Krakowie” tylko 35 dzieci (przyrost ujemny -2,15).
Przyszłość również nie jawi się w różowych kolorach, gdyż w statystykach zawartych małżeństw zajmujemy bezdyskusyjnie miejsce ostatnie. Na ślubnym kobiercu w 2005 roku stanęło w całej gminie 38 par (5,55 małżeństw na 1000 mieszkańców). Najwięcej par zdecydowało się na małżeństwo w gminie Biecz – 103. Daje to średnią 8,26 na 1000 ludności.
Wnioski nie są optymistyczne – mieszkańcy naszej gminy najrzadziej w powiecie decydują się na małżeństwo i prawie najrzadziej na potomstwo. Za kilka lat może się okazać, że gmina Lipinki odnotuje przyrost ujemny, dlatego już dziś warto zastanowić się nad przyczynami tego stanu rzeczy i poszukać skutecznych środków zaradczych. To zadanie zarówno dla władz samorządowych, jak i naszych duchownych.
Nie ma jednej odpowiedzi, dlaczego młodzi ludzie nie decydują się ani na małżeństwo, ani na dzieci. Unikając uproszczeń, trzeba jednak podkreślić, że zazwyczaj wiąże się to z poczuciem bezpieczeństwa ekonomicznego i posiadaniem perspektyw na przyszłość. Aby założyć rodzinę, trzeba mieć choćby nadzieję, że uda się utrzymać ją na takim poziomie, który zapewni choćby minimum godnego życia. W kontekście ostatnich wyborów w Bieczu, ujemny przyrost w tym mieście wydaje się potwierdzać pojawiający się w wielu przedwyborczych komentarzach ton pesymizmu, zwłaszcza młodych ludzi. Wskaźnik przyrostu naturalnego, jeśli pominąć sytuacje ekstremalne, to papierek lakmusowy zadowolenia społecznego.
Władze samorządowe zwracają się w stronę ludzi starych, aby zapewnić im odpowiednią opiekę i chwała im za to. Trzeba jednak zastanowić się, czy nie jest to leczenie objawów, a nie przyczyn i czy skupienie się tylko na takiej terapii wyeliminuje problem społeczny, który prawdopodobnie będzie narastał. Wydaje się, że metody administracyjne, choć słuszne i konieczne, nie zastąpią prawidłowego funkcjonowania rodzin.
Gminę stanowią ludzie, jej zwykli mieszkańcy, bez których trudno będzie utrzymać piękne budynki użyteczności publicznej i kościoły. Myślę tu głównie o ludziach młodych, których nie da się pominąć, bo to oni pójdą do wyborczych urn, to dla nich także budujemy świątynie. Chyba że perspektywiczność naszego myślenia obejmuje wyłącznie dwie, góra trzy dekady.
Jest źle, nie zanosi się żeby było lepiej. Biecz umiera, wiem, bo tam pracuję, a w Lipinkach wiemy jak jest(z resztą to gmina wiejska, więc fabryki nagle nie powstaną). Władze najczęściej dbają tylko o siebie, a ludzie są potrzebni przed wyborami i do pracy najlepiej za grosze. Jak założyć rodzinę i wychować dzieci za tysiąc złoty, albo tysiąc trzysta? Tzw. rodzinne tylko może zdenerwować, a nie pomóc w wychowaniu dziecka. Polska to chory kraj i żadna partia tego nie zmieni, bo wszystkie są takie same(koryto najważniejsze).