Port nad Brahmaputrą
Po bardzo meczącym ponad 2-godzinnym przejeździe po drodze, po czymś co przypomina drogę, jadąc piaszczystym tarasem dotarliśmy do celu nad rzeka Brahmaputrą.
Rozglądam się wokół, gdzie jest jakiś punkt przypominający port, jakiś rozkład, jakaś informacja, cokolwiek, nic. Może zapytam kogoś o godzinę odpływu. Jest osoba wyglądająca, jakby coś wiedziała. Pytanie okazało się zaskakujące, nie rozumie i jest wyraźnie zaskoczony, przecież nie ma rozkładu, jest cały dzień na czekanie, na pewno dzisiaj jakaś łódź wypłynie, po prostu trzeba być cierpliwym.
Wszyscy leniwie siedzą, przyglądają się, niektórzy z nich oczekują na to, co ja, inni przyszyli popatrzeć, posiedzieć, coś może sprzedać. Reszta jakby nie wiedziała tak naprawdę, czego chce. Teraz wiem, że spędzę na brzegiem trochę czasu … Nawet rzeka płynie leniwie i czasem wydaje się jakby stała, no przecież czekanie jest w ich naturze – oto codzienność Indii. Patrząc w górny bieg rzeki, za mgłą, możemy dostrzec zarys Himalajów, wokół tylko piach i woda, czasem obsunie się brzeg, wywołując ogólne zdziwienie.
Wyjmuję gazetę, zaczynam czytać, dwadzieścia osób albo więcej, zaczyna się już kręcić, przyglądają się i trochę z obawą podchodzą blisko. „Namaszkar” cześć, jak się masz, skąd jesteś. Czekałem na to pytanie, byłem pewny, że wcześniej czy później padnie i od razu odpowiadam: z Polski! Wiecie, gdzie to jest? Tak! tak! wszyscy krzyczą prawie jakby byli w Polsce. Wiem że nie mają pojęcia, gdzie jest Polska, ale zapytam, no to gdzie leży?! Hm… uśmiechy i kiwanie głowami, ale brak wiedzy już nie jest ważny, nawiązali kontakt, jest wesoło.
I tak czekamy na barkę już ponad godzinę, oby tylko dzisiaj można było ruszyć. Pytam przewodnika, ile jeszcze będziemy czekać? Kiwając głową w charakterystyczną ósemkę odpowiada, że 15 min. Hm, to jeszcze trzeba pomnożyć co najmniej przez 6 i mamy czas oczekiwania, ale i tak, jak dopłynie, to będzie dobrze i jak się przeprawimy dzisiaj na druga stronę rzeki, to jest szansa, przed zmrokiem dotrzeć do bazy.
Po prawie 4-godzinnym wpatrywaniu się to w rzekę, to w góry, przewodnik krzyczy – jest łódź! Płynie, zobacz tam, wyładują samochody i resztę sprzętu, trochę to potrwa, my się pakujemy i ruszamy w kierunku Sadiya, na druga stronę, tylko co tam jest? Na razie łódź jeszcze płynie, ale plan załadunku już jest. Namaszkar!
Każdy wybiera więc dla siebie taki obraz, na jakim jego umysł potrafi się skupić.
styczeń 2010 r.
Autor Łukasz Piróg
Najnowsze komentarze