„Kultura” śmiecenia wiecznie żywa. Dlaczego nie dbamy o estetykę miejsc publicznych?
Nie tak dawno przez Internet przewinęły się zdjęcia zdewastowanego i zaśmieconego (jeśli to słowo oddaje skalę problemu) przystanku autobusowego w centrum Lipinek. Gorąca dyskusja pod facebookowym postem przyniosła efekt i pomieszczenie, które powinno służyć wszystkim, zostało z grubsza uprzątnięte. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że zwały śmieci i brud niespecjalnie nam przeszkadzają. Dlaczego?
Stopień zaśmiecenia naszego otoczenia woła o pomstę do nieba. Niezliczone odpadki walają się po wszystkich przydrożnych rowach i poboczach. Brzegi potoku Libuszanka, okoliczne zagajniki i lasy pełne są dzikich wysypisk śmieci. O hałdach śmieci zalegających stary cmentarz pisałem już wielokrotnie – nic się nie zmieniło. Widać wyraźnie, że rzucamy śmieci, gdzie popadnie, a brak estetyki kompletnie nam nie przeszkadza. Mało tego – oczekujemy, że ktoś powinien po nas sprzątnąć…
Wystarczy przespacerować się po centrum Lipinek. Oto kilka zdjęć ilustrujących, jak wygląda pobocze drogi prowadzącej od mostu do m.in. stacji benzynowej i Delikatesów Centrum. W przydrożnych chaszczach, o parę kroków od asfaltu niezliczone śmieci i tak na długości niemal 100 metrów. Przede wszystkim mnóstwo puszek po piwie, energetykach i napojach, plastikowych butelek, przeróżnego typu foliowych opakowań i reklamówek. Gdyby, jak przystało na styczeń, leżał śnieg, byłyby niewidoczne. Może wiosną i latem zakryje je litościwa przyroda. Na razie kłują w oczy – całe szczęście, że nielicznych…
Czy można walczyć z tak głęboko zakorzenioną „kulturą” śmiecenia? Dwadzieścia lat temu pracowałem w Austrii, przy zbiorze ogórków. Na miejsce, wraz ze znajomymi, przyjechaliśmy parę tygodni po rozpoczęciu sezonu i dołączyliśmy do ekipy. Już pierwszego dnia zdumiała nas niezwykła dbałość o czystość, jaką przejawiali pracujący tam nasi rodacy. Plastikowe butelki po napojach, puszki po konserwach, foliowe opakowania wszelkiej maści, opróżnione paczki papierosów, a nawet niedopałki lądowały pieczołowicie w zawieszonych na „skrzydle” ciągnika specjalnych reklamówkach. Po pracy wrzucano je skrupulatnie do kontenerów.
Skąd tak niecodzienne zachowania? Dlaczego nikt nie śmiecił? Rozwiązanie zagadki było banalnie proste. Okazało się, że na samym początku sezonu ogórkowego pracownicy zachowywali się zgodnie z przywiezionymi z kraju obyczajami. Wszystkie śmieci i odpadki, a było ich niemało, lądowały natychmiast na pobliskich miedzach lub wprost na polu. Po paru tygodniach pojawił się właściciel i pracodawca. Spacerował, oglądał, czasem kopnął puszkę lub butelkę – nie powiedział ani słowa. Następnego dnia na pola przyjechała austriacka ekipa sprzątająca. Elegancki firmowy samochód i równie eleganccy panowie w kolorowych uniformach. Nie spiesząc się, zebrali do przywiezionych worków wszystkie znalezione śmieci i wywieźli. Towarzyszyły im śmiechy, szyderstwa i wytykanie palcami, ale nie zwracali większej uwagi na to zachowanie pracujących w polu zbieraczy ogórków.
Dzień później cotygodniowa wypłata, po którą udawał się do właściciela brygadzista. Czujecie zapewne, że ta przydługa historia zbliża się do szczęśliwego (albo też nieszczęśliwego) finału. Jakież było zdumienie, gdy pracodawca zamiast plików banknotów wręczył zaskoczonemu szefowi grupy… schludną fakturę wystawioną przez firmę sprzątającą. I, żeby sprawiedliwości stało się absolutnie zadość, dodał, że aby ją pokryć w całości, trzeba będzie dołożyć coś jeszcze z następnego tygodnia. Pozwólcie, że zamilczę, jakimi słowami kilka minut później zareagowali nasi koledzy z pracy. Ich bezsilny gniew był straszliwy, ale następnego dnia nikt nie odważył się wyrzucić nawet niedopałka.
Tę historię usłyszeliśmy, ale nie mieliśmy żadnych powodów, aby w nią nie wierzyć. Ekologiczna świadomość ekipy znad Wisły (a właściwie Ropy) była namacalnym dowodem skuteczności tej błyskawicznej edukacji śmieciowej. I nie potrzeba było żadnych europejskich projektów, mozolnego tłumaczenia, efektownego przekonywania, odwoływania się do przyzwoitości, szacunku dla planety czy poczucia estetyki. Gdybym nie zobaczył na własne oczy, nie uwierzyłbym, że tylko sięgnięcie do kieszeni daje pożądany i długotrwały efekt ekologiczny. Słowa są zawsze bezradne, nawet płynące z grzecznie pisanych felietonów, jak ten, który właśnie czytacie i który też dobiega już końca.
A swoją drogą z nostalgią wspominam czasy, kiedy szczenięciem będąc, szło się w niedzielny świt z paroma kumplami na poszukiwanie butelek pozostałych po gorączce sobotniej zabawy w lipińskiej remizie czy też domu kultury. Pamiętacie ten drewniany budynek stojący mniej więcej tam, gdzie dziś święty przybytek opieki zdrowotnej? W pobliskim parku, w zacisznych zakątkach, przeróżnych małpich gajach i paryjach nad rzeką spożywano spore ilości taniego wina, kolorowych wódek i zwykłej czyściochy. Wystarczyło wstać wcześnie i brnąc po kolana w rosie, zebrać to brzęczące dobro, aby w poniedziałek w geesowskim skupie zamienić je na równie brzęczącą monetę. O błogosławione lata 70-te i 80-te, gdy nikt z nas nie miał pojęcia, co to takiego recykling…
Dziś nie ma chętnych, aby schylić się i podnieść. Chyba zbyt bogaci jesteśmy i syci, choć przecież na potęgę narzekamy… Oj tam, oj tam. Już niedługo ruszy kolejna Akcja Sprzątania Świata i się pozbiera. W blasku fleszy i w przyjemnym medialnym szumie. A najlepiej nie chodzić piechotą, bo widzi się zbyt wiele. Ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach / a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę…
Macie racje ale są ludziska którzy przejdą koło kosza a śmieci wyrzucą dalej . Czy to robią złośliwie a może tak już mają zakodowane. Wystarczy się przyjżeć jak wyglądają przystanki i rowy wysypiska smieci przy ławach w centrum wioski ile zalega odpadów .TO nie są nasze dzieci one nie smiecą to obcy.DZIĘKUJE TYLE WIDZĘ.
Bardzo dobry i mądry artykuł . Myślę że brakuje edukacji od najmłodszych klas w szkołach ,domu a nawet w pracy.
Przy okazji artykułu, bardzo dobrego zresztą chcę zwrócić uwagę na pieski, które rozrywają wystawione worki na śmieci. Wiadomo, pies jak pies myśli instynktownie, ale zwrócisz sąsiadowi uwagę, żeby pilnował swojego reksia to się obrazi.